9 stycznia 2013

Część XIII c.d


Zachorowałam, więc miałam trochę czasu by napisać co nieco. Przepraszam, że tak długo czekaliście, a to, co dzisiaj dodam zapewne nie jest dobre na tyle, by Was zaspokoić. Nie wiem kiedy dodam następną część. Mam nadzieję, że w czasie ferii (już za chwilę, bo od przyszłego tygodnia) uda mi się pisać.
Pragnę także podziękować za ponad 30 komentarzy pod poprzednią częścią. Bardzo mi zależy na Waszej opinii. A teraz życzę Wam miłej lektury.
____________________________________________________________
James patrzył na nią przenikliwie, a mężczyzna stojący w drzwiach wywrócił oczami.
- Rusz się i idziemy – wskazał różdżką na dziewczynę, a ona przecząco pokręciła głową.
- Nie pójdę – wymruczała, ścierając łzy z policzków. Scorpius w tym czasie przyglądał się ich oprawcy. Wtem zauważył jak ten kieruje koniec różdżki na Lily. Rzucił się przed siebie.
- Nie w nią ! – wrzasnął, ochraniając dziewczynę własnym ciałem (takie trochę deja vu, nie?).
Rudowłosa drżała na całym ciele. Złapała się lękliwie ramion blondyna, jakby były jej ostatnią nadzieją.
- Sądzisz, że mnie powstrzymasz? – postać ukazała zepsute uzębienie w podłym uśmiechu.
- Może nie on, ale ja tak – James korzystając z okazji kopnął mężczyznę z całej siły w brzuch.
- Crucio – wydyszał, zwijając się z bólu na ziemi. Zaklęcie trafiło Scorpiusa, a ten z krzykiem opadł na ziemię.
- Zostaw go – jęknęła Asteria. Patrzyła na swojego syna z rosnącą goryczą. Chciała go uratować, obronić, ale nie mogła. Jakby coś ją trzymało w miejscu. Od dziecka wpajano jej, że najważniejszą osobą w życiu jest ona sama. Nie mogła poświęcić swojego arystokrackiego życia dla niego. „Ale to mój syn”. Siedziały w niej dwie osoby, dwie potrzeby. Jedna pragnęła uratować swoje jedyne dziecko, a druga chciała dbać o własne dobro. Spojrzała zdenerwowana na męża. Stał i ze stoickim spokojem wpatrywał się w cierpiącego syna. Nawet nie mrugnął. Nie odezwał się.
- Ktoś jeszcze ma jakieś wątpliwości ? – mężczyzna zdążył podnieść się z podłogi i właśnie przerwał katorgi Scorpiusa.
- Tak. Ja – Discordia stanęła przy drzwiach.
- Mam nadzieję, że uda mi się je rozwiać.
- Wątpię – mruknęła i z szerokim uśmiechem pokazała różdżkę, którą trzymała w dłoni.
- Skąd ją masz?
- Jesteś strasznie nieuważny. Wypadła ci, gdy upadłeś - szybkim ruchem rzuciła różdżkę w kierunku Dracona.
 - Petrificus totalus – pomarańczowy strumień wytrysnął ugadzając ciemną postać.
- Chodźcie!- Discordia wybiegła z pomieszczenia i lękliwie rozglądała się wokół.
- Lily, dasz radę wstać?- James podał rękę siostrze.
- Tak – stanęła na drżących nogach.
- Gdzie Albus?- Score podtrzymał dziewczynę z drugiej strony.
- Oni go mają – szepnęła.
- Wiesz jak tam dojść?- odgarnął włosy z jej twarzy, którym daleko było do koloru rudego.
- Znalazłam schody – Discordia cicho krzyknęła z oddali.

Cała grupa powoli posuwała się w górę, podskakując na każdy zasłyszany dźwięk. Nie rozmawiali . Ciszę burzył tylko nierówny oddech Lily. Od czasu do czasu dochodziły ich jakieś rozpaczliwe krzyki z góry. Na czele szła Discordia wraz z Jamesem, za nimi kolejno Lily i Scorpius oraz rodzice młodego Malfoy’a. W końcu doszli do małych, drewnianych drzwi. Blondynka wyjrzała zza nich niepewnie.
- Pusto. Chodźcie – machnęła ręką na resztę. Gdy tylko jej stopy dotknęły zimnej posadzki w całym budynku rozległ się alarm. Dzieci zasłoniły uszy i spojrzały pytająco na dorosłych.
- Biegnijcie do drzwi! – krzyknęła Asteria, uchylając się przed zaklęciem. Lily ruszyła pierwsza. Mimo zmęczenia biegła bardzo szybko. Za nią podążała reszta oglądając się na boki, by nie dostać zaklęciem.
- Co się dzieje? – wysapał Scorpius dobiegając do miejsca, osłoniętego od dużej sali.
- Prawdopodobnie Devile wezwała ludzi, by nas złapali. – wysapała Lily.
- To wiem. Nie sądzisz chyba, że aż tak kiepsko ze mną? – uniósł brew, widząc jak  James i Discordia wpatrują się z przerażeniem w coś nad jego głową.
- Score. Nie. Ruszaj. Się. – szatyn powoli zaczął się wycofywać w głąb pomieszczenia.
- Zostawisz go tak? – Discordia szepnęła, wykonując gwałtowny ruch rękoma. Nagle rozległ się głośny ryk i tuż obok Scorpiusa wylądowała ciężka maczuga. Odwrócił się, by móc spojrzeć za siebie. Ujrzał olbrzyma w brudnych łachmanach. Na jego ustach czaił się dziki uśmiech, a zamiast źrenic miał same białka oczu. Kolejne uderzenie o ziemię zwaliło chłopaka z nóg.
- No.. chyba nie- James biegiem pokonał dzielącą ich odległość i pochylił się przy Scorpiusie.
- Jak stąd wyjść? – młody Malfoy podniósł się z klęczek.
- Nie mam pojęcia. Na trzy biegniemy, jasne? – spojrzał na niego, a ten skinął głową. James poczekał na odpowiednią chwilę i gdy olbrzym miał się zamachnąć po raz kolejny krzyknął.- Trzy!-szatyn jednak pobiegł w zupełnie inną stronę, niż blondyn się spodziewał. Uciekł w samo serce  bitwy, toczącej się w wielkiej sali. Zdziwiło go, że większość uczestników zamiast różdżek, w dłoniach dzierży miecze i topory. Pokręcił głową i zmierzał dalej w kierunku kuchni. Co chwila przystawał, bo jakiś czarodziej próbował go zaatakować i musiał unikać ciosów, które ze świstem przecinały powietrze. Gdy  dotarł do celu swojej krótkiej podróży, skrzaty wpatrywały się w niego z ciekawością.
- Pomożecie nam? – spojrzał na nich wyczekująco.
- Niby dlaczego my, skrzaty, mielibyśmy pomóc tobie?
- Bo jestem przyjacielem syna właścicieli tego domu i to właśnie od niego przekazuję tę wiadomość?
- Państwo Malfoy są w niebezpieczeństwie? – jego słowa wywołały poruszenie w grupie skrzatów domowych liczącej dokładnie dwadzieścia trzy sztuki.
-Tak. Jeśli im nie pomożecie, to zginą.
- Skrzaty, wiecie co robić. Szybko. Bierzcie cokolwiek co znajdziecie- dowódca małej armii, jak James nazywał ich w swojej głowie, wydawał rozkazy reszcie stworzeń. Już po chwili przed chłopakiem stały skrzaty uzbrojone w przeróżne narzędzia, tudzież garnki czy patelnie.
- Jesteście gotowe? – młody Potter przeleciał szybko wzrokiem po ich twarzach. Nie zauważył na nich lęku, stresu, niezdecydowania. Były pewne, że będą bronić swoich właścicieli, jakby od tego zależało ich dalsze życie. Chociaż, jak nie spojrzeć, zależało.
- Gotowi do dalszych rozkazów, panie – naczelny skrzat, którego imię brzmiało Mentel, ukłonił się głęboko.
- Pomóżcie odeprzeć atak Draconowi i Asterii, potem znajdźcie nas. Jeśli będzie trzeba zabijcie każdego, kto stanie wam na drodze. Dobrze?
- Tak jest – skrzaty odpowiedziały jednogłośnie.
- W takim razie powodzenia – odsunął się na bok, by umożliwić im wyjście z kuchni. Z jednej strony bawił go widok tych małych stworzeń gotowych walczyć do upadłego, by bronić swoich właścicieli. Z drugiej jednak wiedział, że może się to źle skończyć. Gdy tylko zniknęły z jego pola widzenia, osunął się na podłogę, by chwilę odpocząć.


Wszelkie pytania dotyczące historii, bądź mnie proszę kierować tu http://ask.fm/PMZZ

Na poprzednie już odpowiedziałam. Obiecuję nie zamulać z odpowiedziami :3

13 komentarzy:

  1. Extra i super. Niesamowite. Czekam na więcej nie umiem się doczekać aż napiszesz więcej :)



    Pomykuna

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałem dodać żebyś zdrowiała jak najszybciej :):)



    Pomyluna

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze, to zaskoczyło mnie, to wszystko... za szybko dzieją się akcje, ale ogólnie rozdział WSPANIAŁY! życzę zdrowia i wenyyyyy : **

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuje się zaniedbany ;/ Dawniej dodawałaś rozdziały regularnie, teraz o nas zapomniałaś, a My tu codziennie wchodzimy i wypatrujemy nowych opowiadań ://

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham DISCORDIE!

    "- Wątpię – mruknęła i z szerokim uśmiechem pokazała różdżkę, którą trzymała w dłoni."

    Strasznie przypomina mi Dracona, nie wiem dlaczego ;D
    ~Snape

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega boskie

    Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne, super i nie wiem co jeszcze dodać:D czekam na więcej :D
    alex

    OdpowiedzUsuń
  8. Noo, powiem ci, że się zawiodłam... Nie, tak szczerze, to za szybko się wszystko dzieje jak na tak krótkie rozdziały. Hmmm... I tak fajnego masz tego bloga, ale mogłabyś akcję trochę spowolnić xD
    http://hogwartowwscyforever.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział . ;) Czekam na więcej .

    OdpowiedzUsuń
  10. super nota nie mogłam sie doczekac noty a jak juz była to zawalili mnie praca

    OdpowiedzUsuń
  11. Dżen, kocham cie i to jak piszesz! szybko dodawaj więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Szczerze mowiac czasami az trudno sie polapac co sie dzieje. Ciut zagmatwane. Ale ogolnie bardzo fajne :)
    Powrotu do zdrowia i weny do kolejnych rozdzialow :)

    OdpowiedzUsuń